Austria 2011

Razu jednego busami dwoma

ruszyła ekipa z D.A. znajoma.

Był też samochód w ramach odmiany

w którym siedziały trzy damy.

Jechaliśmy dzień cały

ale nogi nam nie zdrętwiały.

Kierowcy spisali się doskonale

a my nie zbłądziliśmy wcale.

 

Nasz „hotel” był bombowy

za oknem przechadzały się krowy.

W prawdzie nie były fioletowe

ale dzwoneczki miały szałowe.

 

Ks. Gienek spiżarni pilnował

a ks. Marcin chrapaniem się integrował.

Był też i trzeci ksiądz Sylwek przebojowy

do wymarszu zawsze gotowy.

 

Góry wysokie były

i pięknymi widokami nasze oczy cieszyły.

Wspinaliśmy się w pocie czoła

ale zawsze była to wspinaczka wesoła.

 

Hen wysoko tam na górze

czterech śmiałków kąpało się w jakiejś „dziurze”.

Marzyli o kąpaniu,

a skończyło się na stóp opatrywaniu.

 

A co się wydarzyło na samym gór szczycie

– nie uwierzycie!

Stasiu przed Karoliną uklęknął

aż ks. Sylwek z zachwytu jęknął.

 

Gdy w wędrówkach była luka

pojechaliśmy do Innsbrucka.

Dreptaliśmy po mieście

i marzyliśmy o cieście.

 

Nasze wędrówki kończyła codzienna Msza

Kościół zamykała i nas żegnała Frau Frida.

Dziubaski przygotowywały posiłki

a ks. Marcin kątem oka sprawdzał nasze wysiłki.

 

I tak nadeszła chwila odjazdu

ks. Gienek zamknął peleton duszpasterskiego  najazdu.

Pozostały nam tylko wspomnienia

i na youtube „dobre wrażenia”.

 

napisała: Mirella Dopart

primi sui motori con e-max