Razu jednego busami dwoma
ruszyła ekipa z D.A. znajoma.
Był też samochód w ramach odmiany
w którym siedziały trzy damy.
Jechaliśmy dzień cały
ale nogi nam nie zdrętwiały.
Kierowcy spisali się doskonale
a my nie zbłądziliśmy wcale.
Nasz „hotel” był bombowy
za oknem przechadzały się krowy.
W prawdzie nie były fioletowe
ale dzwoneczki miały szałowe.
Ks. Gienek spiżarni pilnował
a ks. Marcin chrapaniem się integrował.
Był też i trzeci ksiądz Sylwek przebojowy
do wymarszu zawsze gotowy.
Góry wysokie były
i pięknymi widokami nasze oczy cieszyły.
Wspinaliśmy się w pocie czoła
ale zawsze była to wspinaczka wesoła.
Hen wysoko tam na górze
czterech śmiałków kąpało się w jakiejś „dziurze”.
Marzyli o kąpaniu,
a skończyło się na stóp opatrywaniu.
A co się wydarzyło na samym gór szczycie
– nie uwierzycie!
Stasiu przed Karoliną uklęknął
aż ks. Sylwek z zachwytu jęknął.
Gdy w wędrówkach była luka
pojechaliśmy do Innsbrucka.
Dreptaliśmy po mieście
i marzyliśmy o cieście.
Nasze wędrówki kończyła codzienna Msza
Kościół zamykała i nas żegnała Frau Frida.
Dziubaski przygotowywały posiłki
a ks. Marcin kątem oka sprawdzał nasze wysiłki.
I tak nadeszła chwila odjazdu
ks. Gienek zamknął peleton duszpasterskiego najazdu.
Pozostały nam tylko wspomnienia
i na youtube „dobre wrażenia”.
napisała: Mirella Dopart