2012/2013

26.11.2012 - potrafimy się dzielić?

Poniedziałek XXXIV tygodnia zwykłego

Ewangelia na dzisiaj (Łk 21, 1-4):

Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki. I rzekł: «Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie».

Minutka ze Słowem:

potrafimy się dzielić?

Jezus ukazując nam ubogą wdowę, chce, byśmy ją naśladowali. Mówi nam, że nie wymiar pomocy jest istotny, lecz jej proporcje. Obowiązkiem każdego chrześcijanina są uczynki miłosierdzia wobec bliźniego. Nasze dawanie nie może polegać na oddawaniu innym tego, czego już nie potrzebujemy. My, chrześcijanie mamy się dzielić tym, co posiadamy, a nie tym, co nam zbywa. Nigdy nie było to łatwe, ale w naszych czasach, opanowanych przez  kulturę "mieć", jest szczególnie trudne. 

A przecież Jezus powiedział: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Mt 5,7

Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą. Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.  Dopomóż mi Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace. Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze spieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpoczniecie jest w usłużności bliźnim. Dopomóż mi Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój. Sam mi każesz się ćwiczyć w trzech stopniach miłosierdzia; pierwsze: uczynek miłosierny - jakiegokolwiek on będzie rodzaju; drugie: słowo miłosierne - jeżeli nie będę mogła czynem, to słowem; trzecim - jest modlitwa. Jeżeli nie będę mogła okazać czynem ani słowem miłosierdzia, to zawsze mogę modlitwą. Modlitwę rozciągam nawet tam, gdzie nie mogę dotrzeć fizycznie. O Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz (św. S. Faustyna).

podpowiadają Renia i Andrzej Łukasiewiczowie

25.11.2012 - czy to mówisz od siebie?

Niedziela Chrystusa Króla (rok B)

Ewangelia na dzisiaj (J 18, 33b-37):

Piłat powiedział do Jezusa: «Czy Ty jesteś Królem żydowskim?». Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?». Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił?». Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd». Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?». Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu».

Minutka ze Słowem:

czy to mówisz od siebie?

Choć działo się to wiele lat temu, pamiętamy to wydarzenie, jakby to było wczoraj. Niedzielny poranek, tak jak dziś. Dla naszej kochanej babci, zaczął się ostatni dzień jej życia. Zaopatrzona sakramentami świętymi, leżała na łożu śmierci już praktycznie bez świadomości. Nie poznawała nikogo, na pewno nie wiedziała, że to niedziela - Święto Chrystusa Króla. Jednak ostatnimi słowami, z jakimi żegnała się z tym światem, były słowa: CHRYSTE KRÓLU -  NA WIEKI WIEKÓW. AMEN!

Nasza babcia w całym swoim niełatwym życiu była świadkiem Chrystusowej Ewangelii. Dla niej Chrystus zawsze był  Królem. Nie bała się spotkania z Panem. Ona Go pragnęła. Całe życie słuchała Jego głosu i On o niej nie zapomniał w najważniejszej chwili jej życia, w godzinie śmierci!

Panie, daj nam łaskę żywej i prostej wiary. Panie, bądź z nami w godzinie naszej śmierci.

podpowiadają Renia i Andrzej Łukasiewiczowie

22.11.2012 - Bóg mówi "biada" płacząc

Czwartek XXXIII tygodnia zwykłego

Ewangelia na dzisiaj (Łk 19,41-44):

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, obiegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”.

Minutka ze Słowem:

Bóg mówi „biada” płacząc

Wyglądało to tak, jakby mój przyjaciel miał zakryte oczy. Jakby nie widział, że to co dziś wydaje się dobre,  w konsekwencji może przynieść ból. Wiedziałam, że powinnam mu to powiedzieć. Wiedziałam, że Bóg chce mu to powiedzieć przeze mnie. Nie było mi łatwo. To były bardzo trudne chwile mojego zmagania się z niepokojem serca. Kiedy wreszcie stanęłam przed moim przyjacielem oczy miałam pełne łez. Wiedziałam, że to mogą być nasze ostatnie wspólne chwile. Jednak jego zbawienie było i jest dla mnie ważniejsze od daru przyjaźni. Wiedziałam, że mówię „Biada”.

Dziś Jezus wypowiada „Biada” nad Jerozolimą i mówi to płacząc. Jego „Biada” jest słowem miłości. Dlatego nie może nie płakać. Mój Bóg nie jest surowym sędzią wykrzykującym swoje wyroki. To Bóg pełen troski!

Kochany Boże, dziękuję Ci za każde słowo napomnienia. Wiem, że troszczysz się o mnie i wiele razy płaczesz gdy widzisz jak błądzę. Dziękuję za te łzy dające szansę oczyszczenia.

podpowiada Halinka Kamińska

24.11.2012 - wierzę, że żyją!

Sobota XXXIII tygodnia zwykłego

Ewangelia na dzisiaj (Łk 20,27-40):

Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu». Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę”. Jezus im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzaku, gdy Pana nazywa «Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”. Na to rzekli niektórzy z uczonych w Piśmie: „Nauczycielu, dobrze powiedziałeś”, bo o nic nie śmieli Go już pytać.

Minutka ze Słowem:

wierzę, że żyją!

Każdy z nas kogoś bliskiego stracił. Pozostaje mniejsza lub większa tęsknota. Kiedy umarł mój tata, moja córka prosiła by postawić jej wysoką drabinę do nieba, bo chciała pójść do dziadka.

Jedenaście lat temu nosiłam pod sercem nasze czwarte dziecko. Cieszyliśmy się najstarszym synem, w niebie pozdrawiając dwójkę poczętych, ale nienarodzonych dzieci. Należeliśmy wtedy do ruchu Domowego Kościoła. Po Mszy świętej mieliśmy wysłuchać katechezy przygotowanej przez kapłana dla nas. Po przyjęciu Pana Jezusa do serca uklękłam, i wtedy zobaczyłam zmarłą kilka miesięcy wcześniej babcię mojego męża, bardzo wierzącą kobietę. Kiedy umarła byłam w trzecim miesiącu ciąży, niestety zagrożonej (naszego czwartego dzieciątka). Wołaliśmy do niej, aby chroniła je z Nieba. Chroniła. Zobaczyłam ją idącą z dwiema dziewczynkami, które trzymała za ręce. Nasze dzieci? Serce mi drżało.

Przed katechezą kapłan poprosił bym wyszła na środek kaplicy gdzie miała się odbyć katecheza. Zapytał, czy nie chcieliśmy mieć więcej dzieci, bo przecież nasz syn to już duży chłopak. Odpowiedziałam: „Tak, chcieliśmy, a to dziecko które noszę pod sercem jest naszym czwartym.” Nie znał naszej historii. Wierzę, że nasze dzieci są dziećmi Bożymi, uczestnikami zmartwychwstania. Dziękuję Bogu za tamto doświadczenie, które ukoiło moje serce. Wierzę, że dobry Bóg pozwolił mi zobaczyć nasze dzieci. Czekam na chwilę kiedy będę mogła je przytulić.

Wierzę, że żyją, że umrzeć już nie mogą!

podpowiada Halinka Kamińska

21.11.2012 - królewski wyjazd za pracą

Środa XXXIII tygodnia zwykłego

Ewangelia na dzisiaj (Łk 19,11-28):

Jezus opowiedział przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi. Mówił więc: „Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: «Zarabiajcie nimi, aż wrócę». Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: «Nie chcemy, żeby ten królował nad nami». Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dal pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: «Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min». Odpowiedział mu: «Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami». Także drugi przyszedł i rzekł: «Panie, twoja mina przyniosła pięć min». Temu też powiedział: «I ty miej władzę nad pięciu miastami». Następny przyszedł i rzekł: «Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał». Odpowiedział mu: «Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał». Do obecnych zaś rzekł: «Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min». Odpowiedzieli mu: «Panie, ma już dziesięć min». Powiadam wam: «Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach»”. Po tych słowach ruszył na przedzie zdążając do Jerozolimy.

Minutka ze Słowem:

królewski wyjazd za pracą

W ostatnim czasie z powodu braku pracy wielu ludzi zmuszonych jest opuścić swoje rodziny i wyjechać za granicę. Pozostawiają dzieci pod opieką współmałżonków lub innych członków rodziny. Widzę teraz przed oczami roześmiane oczy mojej bliskiej koleżanki i twarz pełną łagodności. To właśnie jej, pod opieką zostawiła siostra trzy córki. Ta sytuacja trwa już blisko 10 lat. W tym czasie najstarsza wyrosła na piękną i mądrą kobietę. Średnia z dziewczynek po zakończeniu jednego etapu nauczania pojechała do mamy, a najmłodsza pozostaje jeszcze w kraju. Nie można było pozostawić ich pod lepszą opieką. Patrzę na moją koleżankę zawsze z podziwem, bo wiem jak bardzo się stara by dziewczynki były zadbane, by niczego im nie brakowało fizycznie i duchowo. Troska o troje dzieci nie jest łatwym zadaniem i wiem ile kosztuje trudu. Te trzy dziewczynki nie są skarbem, który ktoś zakopał, lecz brylantem szlifowanym z miłością.

Dobry Boże powierzam Ci ludzi, którym rodzice, nie mając wyjścia, musieli zaufać i pozostawić swoje dzieci pod opieką. Spraw aby mieli siłę do pięknej miłości. Miłości, która pozwala pomnożyć talenty i przynieść plon obfity.

podpowiada Halinka Kamińska

23.11.2012 - różne drogi

Piątek XXXIII tygodnia zwykłego

Ewangelia na dzisiaj (Łk 19,45-48):

Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: „Napisane jest: «Mój dom będzie domem modlitwy», a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców”. I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.

Minutka ze Słowem: 

różne drogi!

Na początku października tego roku uczestniczyliśmy z mężem w rekolekcjach „Góra Tabor”. Do udziału w tych rekolekcjach zostały zaproszone osoby z różnych grup i wspólnot rejonu nyskiego. Były to osoby m. in. ze Wspólnoty Neokatechumenalnej, grup różańcowych, członkowie chóru, członkowie  Ruchu Światło-Życie, katecheci, osoby z Odnowy w Duchu Świętym. Spędziliśmy ze sobą trzy dni na słuchaniu katechez, uwielbieniu, uczestniczeniu każdego dnia w Eucharystii. Na zakończenie, mogliśmy podzielić się tym, czego doświadczyliśmy w czasie rekolekcji. Słowem, które padało najczęściej było słowo: jedność. Doświadczenie jedności. Mogliśmy zobaczyć, że choć innymi drogami to zmierzamy do tego samego celu: Zbawienia w Jezusie Chrystusie. Było to naprawdę piękne doświadczenie.

W dzisiejszej Ewangelii dla arcykapłanów i uczonych w Piśmie oraz przywódców ludu, nauczanie Jezusa jest konkurencyjne, bo lud słuchał Go z zapartym tchem. To strach, lęk przed utratą pozycji w hierarchii doprowadza do myśli o zabiciu Jezusa.

Ile razy Jezus umiera, kiedy w naszych parafiach z lęku przed utratą członków wspólnot nie staramy się poznać nawzajem? Ile razy Jezus umiera, kiedy oceniamy siebie za lepszych od drugich?

Nie pamiętam kto wypowiedział na zakończenie rekolekcji te zdanie, ale głęboko zapadło w moje serce: Teraz kiedy poznaliśmy się, wiemy, że możemy na siebie liczyć.

AMEN! Niech tak się stanie!

podpowiada Halinka Kamińska

20.11.2012 - nieważny wzrost

Wtorek XXXIII tygodnia zwykłego

Ewangelia na dzisiaj (Łk 19,1-10):

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

Minutka ze Słowem:

nieważny wzrost

Silny mężczyzna o twarzy ogorzałej od słońca i papierosów. Właściciel firmy budowlanej. Poznałam go kiedy przywiózł jakąś dokumentację do mojego męża Tomasza. Pewnego dnia przed siódmą rano zadzwonił telefon Tomka. Wypadek. Przyczepa tira zmiotła z drogi busa wiozącego do pracy ludzi poznanego przeze mnie właściciela firmy. Płakał. Wszyscy w szpitalu, dwu w stanie ciężkim. Tomaszek powiedział tylko: „Będę się modlił za nich i za pana”. Tamtego dnia trwał na modlitwie i pościł w ich intencji. Te szczere, proste słowa zapewnienia sprawiły, że w sercu tego człowieka coś drgnęło. Mijały tygodnie, pracownicy wrócili do zdrowia oprócz jednego, pozostał w śpiączce. Padły słowa: „Jedynie w Bogu nadzieja.” Wtedy pomyśleliśmy o Mszy z modlitwą o uzdrowienie. Właściciel firmy bardzo chciał pojechać. Choć mieszka od naszej miejscowości ok 40 km, a od nas do Opola to kolejne 60 km, nie było to dla niego trudnością. Czekał na ten dzień z niecierpliwością jak Zacheusz na sykomorze na Jezusa. Po Mszy spotkał się z kapłanem odpowiedzialnym za to Dzieło. I wyglądało to tak jak w dzisiejszej ewangelii. Jezus spotkał Zacheusza. Bo Bóg z miłością przez kapłana przyszedł do tego człowieka. Przyszedł ze zbawieniem do jego rodziny. Tak! W ten weekend ze swoim dorosłym synem i moim mężem pojechali na rekolekcje dla mężczyzn. Pan jest Wielki!

Dobry Boże, Ty dostrzegasz tych, którzy bardzo pragną Cię spotkać. Dostrzegasz ich nie ze względu na wzrost, lecz wielkość pragnienia.

podpowiada Halinka Kamińska